Polacy i Patrioci, widzę ja widzę na liczniku, że dobrodziej wam się podobał, to dodam jeszcze, w ramach chwili wspomnień, coś z saloniku jankesów:
[center]*******************************[/center]
http://kokos.salon24.pl/24265,index.html
2007-07-19, 16:17:36
Odszczepieńcy i antysemici
Minęło siedem lat, kiedy to niezwykle odważny, bezkompromisowy i uczciwy człowiek - profesor Norman G. Finkelstein wydał niebywale niepoprawną politycznie i demaskatorską książkę pod tytułem „The Holocaust Industry”.
Minął już rok kiedy to za cytowanie Tuwima (Judajczykowie) i właśnie profesora Finkensteina (Przedsiębiorstwo holokaust- The Holocaust Industry), redaktor Michalkiewicz padł ofiarą nagonki i jako domniemany antysemita doczekał się nawet wniosku do prokuratury o ściganie. Obecnie za sformułowanie „lobby żydowskie” trwa polowanie na dyrektora Radia Maryja, oczywiście antysemitę. O co w tym wszystkim chodzi? Czyżby o pieniądze?
O czym pisał siedem lat temu profesor pochodzenia żydowskiego?
Książka wywołała burzę na całym świecie. Co najgorsze praca ta wyszła z pod ręki człowieka, któremu nijak nie można przylepić etykiety antysemity tak jak na przykład redaktorowi Stanisławowi Michalkiewiczowi.
Żyd z pochodzenia, którego rodzice przeszli przez warszawskie getto i obozy koncentracyjne nie nadawał się zupełnie do zaatakowania w ten skuteczny i wypróbowany sposób.
Jak się okazuje swoją książkę pisał wspierany przez wielu żydów, a i jego rodzice z odrazą odnosili się do praktyk i metod stosowanych przez Światowy Kongres Żydów i jego filie. Oprócz cynizmu i zakłamania największych organizacji żydowskich autor demaskuje wielu autorów holokaustowych opowieści takich jak hołubiony swego czasu przez polski salon Jerzy Kosiński ze swym „Malowanym ptakiem”.
”Książka ta jest jakoby autobiograficzną relacją Kosińskiego o jego przeżyciach jako samotnego dziecka na polskiej wsi podczas II wojny światowej. W rzeczywistości, Kosiński mieszkał podczas wojny z rodzicami. Przewodnim motywem książki są sadystyczne seksualne tortury, którym poddawali go polscy chłopi. Recenzenci książki, którzy przeczytali ją przed wydaniem, wyśmiali ją jako”pornografię przemocy" i ?wytwór umysłu opętanego sadomasochistyczną przemocą".
Kosiński zmyślił niemal wszystkie patologiczne epizody, które opisuje. Jego książka przedstawia polskich chłopów jako zapiekłych antysemitów. "Bić Żydów", wrzeszczą. „Bić skurwysynów". Tymczasem polscy chłopi przechowywali rodzinę Kosińskiego, choć doskonale wiedzieli, że są to Żydzi i że grożą za to straszne konsekwencje. Na łamach „New York Times Book Review" Elie Wiesel uznał Malowanego ptaka za "jedno z najlepszych" oskarżeń ery hitlerowskiej, „napisane z wielką szczerością i wrażliwością".
Później Cynthia Ozick wyznała, że „natychmiast" rozpoznała autentyzm Kosińskiego jako „ocalałego Żyda i świadka holokaustu". I jeszcze długo po tym, gdy Kosiński okazał się skończonym mistyfikatorem, Wiesel nie przestał wychwalać jego „wspaniałego dzieła". Malowany ptak stał się podstawowym tekstem literatury holokaustu. Był bestsellerem, obsypano go nagrodami, przetłumaczono na wiele języków oraz wprowadzono na listę obowiązkowych lektur w szkołach średnich i wyższych.
Dostawszy się do holokaustowego kręgu, Kosiński obwieścił się „tańszym Elie Wieselem" (ci, których nie stać było na zapłacenie Wieselowi honorarium za przemówienie zwracali się do Kosińskiego). Ostatecznie, zdemaskowanego przez jeden z dociekliwych tygodników Kosińskiego nadal zawzięcie bronił „The New York Times", który twierdził, że padł on ofiarą komunistycznego spisku”.
Prawda o Kosińskim znana jest już powszechnie i u nas, lecz panuje cisza nad tym skompromitowanym „wieszczem”. Mówienie o nim i jego dziele prawdy może w dalszym ciągu narazić na zarzut antysemityzmu.
O Tomaszu Grossie żydowski profesor też nie wypowiada się pochlebnie. Profesor Jerzy R. Nowak czy Stanisław Michalkiewicz za podobne słowa prawdy zostali by niechybnie sflekowani przez salon i odsądzeni od czci i wiary przez Radę Etyki Mediów.
Aż strach cytować kolejne słowa z tej książki gdyż niechybnie jest to również oznaka zwierzęcego antysemityzmu.
”Jest to najzwyklejsze wyłudzanie zakamuflowane pod sztandarem żydowskiego cierpienia. Przyjrzyjmy się ostatnim wydarzeniom. Niemal wszystkie pieniądze wyłudzone od szwajcarskich banków nie trafią do żydowskich ofiar, lecz do kiesy żydowskich organizacji. Z kolei na mocy porozumienia zawartego z Niemcami „przedsiębiorstwo holokaust” również zatrzyma dla siebie większość pieniędzy przeznaczonych dla byłych żydowskich robotników niewolniczych. W imieniu ofiar holokaustu, „przedsiębiorstwo holokaust" przejęło w byłych Niemczech Wschodnich kontrolę nad zreprywatyzowanym mieniem o wartości miliardów dolarów.
Prawowici żydowscy spadkobiercy teraz procesują się z „przedsiębiorstwem holokaust" o zwrócenie im tych nieruchomości.
Gross zachwyca się polską „radosną nową rzeczywistością", w której amerykańscy adwokaci „pomagają" w uregulowaniu roszczeń majątkowych ofiar holokaustu, zgodnie z literą prawa. Tymczasem nawet konserwatywny, sprzyjający wielkiemu biznesowi dziennik „Wall Street Journal" potępia tych samych adwokatów jako „nowych beneficjentów holokaustu".
Gross przeciwstawia „radosną nową rzeczywistość" Polski „bezprawiu" panującemu w czasach komunistycznych, gdy „władza oznaczała prawo". Jednak w tej „radosnej nowej rzeczywistości" władze Stanów Zjednoczonych jawnie uciekają się do taktyki twardej ręki, by zmusić Polskę do ustępstw. Powtarzając ulubiony slogan propagandowy „przedsiębiorstwa holokaust", Gross pisze, że „chodzi tu o kwestię moralną, a nie materialną".
Jakże inaczej w porównaniu z Grossem czy Kosińskim wygląda twórczość węgierskiego żyda i laureata nagrody Nobla Imre Kertesza. Pisana po ludzku i bez patosu proza jest tak wiarygodna i szczera, że przyjmuje się ją z wielkim wzruszeniem i szacunkiem dla autora.
Upiornie według prof. Finkelsteina wygląda też żonglowanie cyframi w celu pozyskania jak największych środków pieniężnych:
”Eizenstat był specjalnym wysłannikiem Stanów Zjednoczonych do negocjacji z Niemcami i ściśle współpracował z Konferencją Roszczeniową.
To oznaczałoby, że łączna liczba żyjących jeszcze Żydów zmuszanych do pracy niewolniczej wynosiła 14-18 tys. (20 proc. z 70-90 tys.). A jednak, przystępując do negocjacji z Niemcami, „przedsiębiorstwo holokaust" zażądało odszkodowań dla 135 tys. żyjących jeszcze byłych żydowskich robotników III Rzeszy. Łączną liczbę żyjących jeszcze osób, które zmuszano do pracy niewolniczej, tak Żydów jak nie-Żydów, podano w wysokości 250 tys.
Innymi słowy, liczba żyjących jeszcze Żydów zmuszanych do pracy niewolniczej wzrosła od maja 1999 r. niemal dziesięciokrotnie, drastycznej zmianie uległa też proporcja między żydowskimi i nieżydowskimi byłymi niewolnikami III Rzeszy”.
Jeżeli pisanie prawdy jest antysemityzmem to w takim razie, co nim nie jest?
Nawet mówiąc o szantażu organizacji żydowskich w celu wyciągnięcia od polskich władz olbrzymich kwot pieniężnych redaktor Michalkiewicz nie mijał się z prawdą. Nie wyssał sobie z palca słów Izraela Singera-sekretarza generalnego Word Jewish Congress.
"Reuters Agency reported from Buenos Aires, Argentina on Fri, 19 April 1996 (14:50:17 PDT) on The World Jewish Congress:
[Israel Singer, General Secretary of the World Jewish Congress stated that "...If Poland does not satisfy Jewish claims it will be "publicly attacked and humiliated" in the international forum".
a po polsku:
„Jeżeli Polska nie zadośćuczyni żydowskim roszczeniom to będzie publicznie upokarzana na arenie międzynarodowej.”
Żyjemy w takich czasach, kiedy język prawdy bywa nazywany językiem nienawiści, a jednocześnie język nienawiści i pogardy często znajduje zrozumienie wśród etycznych pseudo-autorytetów.
Kneblowanie ust odważnym publicystom i obrona chamskich i podłych zachowań pupilów salonu nie ma nic wspólnego z etyką, a nawet z elementarną przyzwoitością.
To, co powiedział w Radiu Maryja „antysemita” Michalkiewicz już wcześniej zauważył żyd „odszczepieniec” Norman G. Finkelstein.
„Obecna kampania „przedsiębiorstwa holokaust", obliczona na wyłudzenie pieniędzy od Europy w imieniu „potrzebujących ofiar holokaustu", sprowadziła moralny wymiar ich męczeństwa do rozmiarów kasyna w Monte Carlo. Poza tym jestem również przekonany, że trzeba walczyć o prawdę historyczną i chronić ją. Na końcowych stronicach tej książki stwierdzę więc, że studiując hitlerowski holokaust możemy się wiele nauczyć nie tylko o „Niemcach" lub „gojach", ale także o nas samych.
Jednak żeby to osiągnąć, należy zredukować jego wymiar fizyczny na rzecz wymiaru moralnego. Zbyt wiele środków publicznych i prywatnych zainwestowanych zostało w upamiętnianie hitlerowskiego holokaustu. Rezultat jest przeważnie bezwartościowy, bo nie stanowi hołdu wobec żydowskich cierpień, lecz jest jedynie wywyższaniem Żydów.
Już dawno powinniśmy otworzyć serca na cierpienia reszty ludzkości. Tego przede wszystkim uczyła mnie moja matka. Ani razu nie słyszałem, żeby powiedziała: ?nie porównuj". Ona zawsze porównywała. Oczywiście, trzeba dokonywać rozróżnień historycznych. Ale dokonywanie rozróżnień moralnych między „naszym" a „ich" cierpieniem samo w sobie stanowi moralną trawestację.
Jak humanistycznie zauważył Platon, „nie można porównywać dwojga nieszczęśliwych ludzi i mówić, że jeden jest szczęśliwszy od drugiego". Wobec cierpień amerykańskich Murzynów, Wietnamczyków i Palestyńczyków credo mojej matki brzmiało zawsze: Wszyscy jesteśmy ofiarami holokaustu.
Norman G. Finkelstein kwiecień 2000, Nowy Jork
Niejako potwierdzeniem zarzutów profesora Finkelsteina stało się wywalenie Israela Singera z WJC w marcu bieżącego roku.
Przez 30 lat ten działacz żydowski znany z niechęci do Polaków szantażował rządy wielu krajów. Jego pazerność miała świadczyć o wielkiej trosce o ocalałych z holokaustu pobratymców. Tak na prawdę z funduszu WJC ten brookliński żyd płacił za zakupy swojej żony czy ubezpieczenie zdrowotne syna. Jak na razie zarzuty defraudacji szacuje się na sumę od kilkuset tysięcy do półtora miliona dolarów. Polskie media nie uznały tej wiadomości za coś bardzo ważnego, a większość z nich (wiadomo o które chodzi) zupełnie przemilczało tą kompromitację.
Jest to wielki wstyd i hańba. Rację miał prof. Norman Filkenstein pisząc w książce "Przedsiębiorstwo holokaust", że WJC i inne organizacje roszczeniowe to cyniczni złodzieje żerujący na tragedii własnego narodu.
Okazuje się, że w pułapkę posądzenia o antysemityzm można wpaść nie tylko krytykując żydów, ale również cytując lub popierając stanowisko niektórych przedstawicieli tego narodu.
Doszliśmy do takiego stanu, w którym najlepiej jest zamknąć gębę na kłódkę i milczeć, bo nigdy nie wiadomo kto, kiedy i dla jakich celów nazwie nas antysemitami.
Jest sposób aby oskarżenia Polaków o antysemityzm ustały lub znacznie osłabły. Niestety wadą tego rozwiązania jest to, że nie stać nas na to finansowo. Pozbycie się tej etykietki niestety sporo kosztuje.
[center]*******************************[/center]
Polacy i Patrioci, czterdzieści lat minęło i skrzywdzeni bandyci, syjoniści, trockiści, zboczeńcy i kosmopolityczna hołota wraca, za przyzwoleniem kaczora donalda na nowych paszportach, by przejąć haracz i cudze majątki, które do końca im się nie udało zrabować przed 1968 rokiem. Media już przed laty odzyskali, więc realizacja starych wytycznych naszych zaborców i kolonizatorów- „Kanalie popierać, świętości szargać, sprawy proste komplikować i DEMORALIZOWAĆ” – będzie intensyfikowana po likwidacji polskiego państwa. Eutanazja i rugowanie z ziemi dopełni dzieła...
UE wzorce ma gotowe, bo u Adolfa Hitlera lekarze wypełniali specjalny kwestionariusz z rubryką:
[center]
Niebieska kreska - życie[/center]
[center]
Czerwony krzyżyk – śmierć[/center]
Za gazowanie i kremację zapłaci rodzina, ta zdolna do pracy i dalszych niewolniczych posług wszelakich.
[center]*******************************[/center]
U pana Stasia coś a propos, czyli pytanie zasadnicze:
[center]
Czy potrzebna nam cenzura obyczajowa?[/center]
Ostatnio któryś z polskich dziennikarzy wygrzebał w internecie zapisy amerykańskiej cenzury obyczajowej dotyczącej produkcji filmowych powstałej w latach trzydziestych XX w., a obowiązującej do lat sześćdziesiątych. Wskazania tej cenzury obowiązywały w praktyce nie tylko w USA, ale także w Europie i ostateczne ich odrzucenie nastąpiło dopiero w 1968 roku w wyniku działań amerykańskich hipisów także europejskiej "rewolucji studentów".
W polskojęzycznych mediach zaczęło się ostatnio gremialne wyśmiewanie "Kodeksu Haysa" (bo taki tytuł nosił podstawowy dokument, do którego odwoływała się cenzura amerykańska). W wielu mediach kpiny na ten temat przekraczały, jak to się dziś często zdarza, wszelkie granice dobrego smaku. Czy jest się z czego śmiać? Dokument ten zaczyna się stwierdzeniem, że sztuka filmowa powinna tak jak każda sztuka służyć podniesieniu moralnemu i duchowemu ludzkości. Nie może więc być nośnikiem antywartości. Nie może demoralizować. W związku z tym nie wolno w niej prezentować szczegółowo okrutnych zbrodni i gwałtu oraz sposobów popełniania przestępstw. Zabroniona jest apoteoza przestępstwa, wszelkiego zła i patologii (np. homoseksualizmu). Nie wolno więc złych, niemoralnych bohaterów filmów przedstawiać tak, by zjednywali sympatię. Jeden więc z paragrafów tego kodeksu mówi: "Prawo naturalne albo ludzkie nie zostanie wyśmiane ani naruszone".
"Kodeks Haysa" zabrania naruszania "świętości małżeństwa" (ukazywania zdrady małżeńskiej w sposób pozytywny czy atrakcyjny), ukazywania wszelkich takich zachowań, które znamionują samo tylko pożądanie seksualne. Zakazuje nagości, zabrania scen "rozbierania się" i scen, które należy uznać za lubieżne i rozwiązłe. Zakazuje wszystkiego tego, co nieprzyzwoite ("ani sytuacji, ani w słowie, ani w geście, ani w żarcie), sprośne, niestosowne oraz tego, co pozbawione gustu - "wstrętne, nieprzyjemne, jednak niekoniecznie złe". Zakazuje wszystkiego tego, co "bezbożne", "bluźniercze", ujmujące kwestie religijne "w kontekście wulgarnym". W świetle tego kodeksu nie wolno wyśmiewać żadnej wiary ani przedstawiać negatywnie religii i kapłanów. Nakazuje przedstawiać z szacunkiem "wszelkie religijne ceremonie". "Kodeks Haysa" nakazuje również przedstawiać "z szacunkiem" wszelkie symbole patriotyczne i patriotyczne wartości oraz przedstawiać "uczciwie" wszystkie narody i ich historię.
Gdy czytamy ten dokument, musimy dojść do wniosku, że nic nie stracił na wartości i aktualności. Także dziś można by go z powodzeniem zastosować w każdym kraju chrześcijańskim. Warto go czytać, by podlegając nieustannej zalewie tego, co nieuczciwe i niemoralne, uświadamiać sobie wciąż i w pełni, na czym polega zło i niemoralność dzisiejszej filmowej i telewizyjnej (ale również radiowej i prasowej) kultury.
Stanisław Krajski
[center]************[/center]
Kodeks Haysa
Kodeks Haysa (ang. Hays Code, Production Code, The Motion Picture Production Code of 1930) – spisany w latach 30. XX w. kodeks zajmujący się dopuszczalnością scen przedstawianych w filmach produkowanych w USA. Został on odrzucony w latach 60. pod wpływem zmian obyczajowych.
Nazwa pochodzi od nazwiska Williama Harrisona Haysa, amerykańskiego polityka i dyrektora generalnego poczty, któremu powierzono stworzenie kodeksu.
Pełny tekst angielski:
The Motion Picture Production Code of 1930 (Hays Code)
http://www.artsreformation.com/a001/hays-code.html